Nie daję na mszę, więc co po śmierci…?

Gdy umiera ktoś bliski, umiera część naszego świata. Uczucia, które nas łączyły i wspólne doświadczenia zostają już tylko w naszej głowie. Chyba najtrudniej wrócić do codzienności wtedy, gdy odchodzi osoba, z którą spędzaliśmy naprawdę sporo czasu. Wtedy czujemy nie tylko ból, ale i pustkę. Musimy odzwyczaić się od czyjejś obecności, a to nie jest zbyt łatwe.

W naszym kraju wciąż jeszcze mamy wiele pogrzebów kościelnych, a rzadziej pojawiają się świeckie. I nawet gdy sami jesteśmy niewierzący, zmarły był ateistą bądź mamy sporo wątpliwości, to i tak często wybieramy kościół. Robimy to po części z przyzwyczajenia, a po części ze strachu, że co ludzie powiedzą…

Pogrzeb

W tym roku byłam już na pięciu pogrzebach i niestety obawiam się, że to nie koniec tak przykrych doświadczeń. Starość, korona, rak i inne choroby zbierają żniwo. I choć jest to smutne, to musimy pamiętać, że śmierć jest częścią życia. W jakiś sposób musimy być na nią przygotowani i wiedzieć, jak postąpić, gdy nadejdzie. Pomimo silnych emocji warto mieć w głowie pewne myśli.

Warto również wiedzieć, w jaki sposób my sami chcemy być pochowani oraz jak postąpimy na cudzym pogrzebie. Czy będziemy chcieli kogoś pożegnać podczas przemowy? A może zaśpiewamy mu naszą wspólną piosenkę? To bardzo trudne, ale wzruszające momenty i nie powinniśmy się ich wstydzić. Pokażmy, że ktoś był dla nas bliski.

Jaka ceremonia?

W Polsce wciąż mamy społeczeństwo, w którym dominującym wyznaniem jest katolicyzm. I choć coraz więcej osób poszukuje odpowiedzi na własną rękę, poznaje inne religie lub porzuca je na rzecz nauki i staje się ateistami, to nadal mamy pogrzeby kościelne. Jest ich najwięcej, więc warto wiedzieć, jak się zachować.

Jeśli faktycznie jesteśmy wierzący, przymykamy na pewne rzeczy oko i wierzymy, że człowiek ma nie tylko ciało, ale i duszę, to okej, jest to w pełni zrozumiałe. Super, że mamy swoje poglądy i wiemy, skąd się one biorą. Gorzej jednak, gdy idziemy za głosem tłumu, ze strachu przed opinią lub z przyzwyczajenia. Nie wiemy nawet, jakie kościoły są w okolicy i co się w nich właściwie robi, bo po raz ostatni byliśmy tam kilkanaście lat temu.

Skoro w tym nie uczestniczysz, to po co tam teraz wracasz?

Zmieniamy się

W moim otoczeniu pojawia się coraz więcej osób niewierzących. Społeczeństwo niesamowicie się zmienia i my młodzi możemy obserwować to na własne oczy. Nie pasują nam regułki i gotowe schematy, bo im bardziej się im przyglądamy, tym więcej widzimy absurdu i rozbieżności. Chcemy logicznych odpowiedzi, szacunku do drugiego człowieka, wolności i akceptacji. Znam coraz więcej ateistów lub osób, które nie identyfikują się z żadną religią. Mają swoje poglądy, ale nie przypinają sobie łatek. Nie potrzebują ich, by pielęgnować w sobie tak intymne emocje.

Pozostaje jednak pytanie, co zrobić, skoro nie uczestniczymy w religii, w której ktoś zostaje pochowany? W wielu miasteczkach wciąż jest tradycja “dawania na mszę”. I w trakcie pogrzebu, w kościele czy już na cmentarzu kapłan odczytuje nazwiska osób, które zapłaciły za to, by odprawić dodatkowe msze w intencji duszy zmarłego.

Nie daję na mszę

Ja nie daję na mszę z wielu powodów i dzisiaj wymienię ich kilka. Po pierwsze nie podoba mi się płacenie za coś, co jest podstawowym obowiązkiem/funkcją/posługą (jakkolwiek to nazwać) kościoła. Skoro umiera parafianin, to naturalne, że się za niego modlimy. Nie ma dla mnie miejsca na pieniądze w takich sytuacjach. Po drugie już za sam pogrzeb ludzie płacą grube pieniądze (kilkaset złotych czy 1500 zł za mszę? Co proszę?!). Po trzecie nie wierzę w sens takich mszy, bo uważam, że to nic nie daje.

Nie jestem katoliczką, choć w takim społeczeństwie wzrastałam. Uważam, że każdy dorosły człowiek powinien samodzielnie wybierać swoją drogę i ja jako dorosła kobieta taką drogę obrałam. Łapię się na tym, że już po kilku latach nie znam wszystkich obyczajów, świąt itp. Odcięłam się od takiego środowiska i czuję się wolna, szczęśliwa, spokojna. Mój Mąż również wybrał swoją drogę, w tym samym czasie, ale zupełnie inną. Jednak oboje nie uczestniczymy w kulcie, nie widzimy w nim niczego sensownego czy wartościowego, więc się odcinamy.

Uważam, że pieniądze mogę zapłacić za coś, co daje realny pożytek lub przynosi pomoc. Nie płacę ludziom pazernym, a tym, którzy wnoszą coś dobrego.

Płacę na Fundację

Jeśli czujesz potrzebę symbolicznego pożegnania się ze zmarłym lub ukoronowania waszej wspólnej drogi, jak najbardziej warto zrobić coś dobrego, co przynosi widoczne efekty. Choć nie przemawia do mnie idea płacenia, by wymodlić życie wieczne czy coś w tym stylu, to przemawia do mnie zrobienie czegoś dobrego w imieniu tej osoby. Chcę, by czyjeś odejście pozostawiło po sobie dobro.

Ja regularnie staram się wspierać różne fundacje, więc orientuje się, kto co robi i komu chcę pomagać. Gdy umiera ktoś bliski, na kogo pogrzeb się wybieram, to robię wtedy przelew. Mamy z Mężem ustaloną kwotę, którą zawsze wpłacamy. Jeśli wiem, że ktoś był miłośnikiem w jakiejś dziedzinie lub wspierał osoby chorujące na konkretną przypadłość, to wtedy szukam takiej fundacji. Jeśli jednak nic takiego nie było, to sama wybieram fundacje mi znane lub sprawdzone, aktualne zbiórki.

Czuję, że robię coś wartościowego, co przynosi widoczne efekty. Wiem, że jest wśród nas coraz więcej ateistów lub osób odmiennych wyznań, które chcą jednak zrobić coś z myślą o zmarłym. Jeśli brak Ci pomysłu, oto masz moją podpowiedź. Żyjący i potrzebujący odczują Twoją pomoc. 🙂

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *