W sierpniu byłam bardzo rozmemłana i nie mam pojęcia, kiedy ten miesiąc minął. Liczyłam na wiele popołudni z książką, a w efekcie przeczytałam zaledwie… 7. Czy któreś z nich polecę innym jako dobrą lekturę?
55. “Kurs medytacji OSHO”
Ja dopiero powoli wchodzę w literaturę OSHO, ale znów jestem zachwycona. Jak dla mnie ta książka to taka świetna podstawa dla wszystkich, którzy nigdy nie medytowali lub mają z tym problem i nie wiedzą, w jaki sposób to “ugryźć”. Dzięki książce nauczysz się prostszych praktyk dla początkujących, jak i bardziej zaawansowanych dla tych, którzy chcą się jeszcze bardziej rozwinąć. Dostajemy do ręki gotowe narzędzie. Książkę czyta się w dwie godziny, ale można z niej korzystać później… latami. Świetna pozycja, gorąco polecam.
56. Simone van der Vlugt – “Zjazd szkolny”
Ta książka przeleżała na kupce prawie trzy lata. Jakoś tak nigdy nie mogłam się zebrać, by po nią sięgnąć. Dopiero w sierpniu zdecydowałam, że najwyższa pora dowiedzieć się, co to za powieść. Bardzo szybko poczułam niepokój. Przez pierwsze rozdziały gubiłam się. Miałam wrażenie, że autor chce przekazać wiele informacji i zrobił to zbyt szybko. Jednocześnie od połowy książka dla mnie zwolniła. Nie byłam jednak znużona. Miałam w głowie kilku podejrzanych, a każdy nowy bohater budził niepokój. Jak dla mnie to definicja całkiem dobrego thrillera i uważam, że warto sięgnąć po tę książkę w wolniejszy weekend.
57. Peter Bognanni – “To, co widzę bez ciebie”
Początkowo ta książka nie przypadła mi do gustu. Miałam wrażenie, że to typowa powieść młodzieżowa, a ja nie trawię takiej literatury. Tymczasem nastoletni bohaterowie okazali się… zajmujący, a ich problemu sprawiły, że niechętnie od nich odchodziłam, by zająć się swoim życiem. Peter Bognanni poruszył temat straty, żałoby, śmierci, depresji i pierwszej miłości. Zrobił to w ciekawy sposób. Nie moralizował, ale pokazał, w jaki sposób wiele młodych osób to przeżywa. Myślę, że warto sięgnąć po tę powieść.
58. Ethan Kross – “Intuicja. Wewnętrzny głos”
Po tę książkę sięgnęłam przypadkowo. Plątałam się po księgarni, miałam kilka wolnych godzin i uznałam, że kupię coś ciekawego i pójdę poczytać do kawiarni. Niestety zmylił mnie tytuł. Liczyłam, że to będzie książka, która poruszy temat ludzkiej intuicji, jej rozwijania i fenomenu. Tymczasem autor skupił się na głosie, który każdy człowiek ma w swojej głowie. Pokazuje, że jego nadmierne słuchanie może sprawić, że zbyt mocno skupimy się na problemach. Bazując na badaniach naukowych opowiada, jak można go wyciszyć. I fakt, to jest wartościowa i bardzo ciekawa książka i nie żałuję, że ją przeczytałam. Jednocześnie mam wrażenie, że jej tytuł jest zupełnie nieadekwatny.
59. Marcin Adamiec – “Zniknięty ksiądz”
To jedna ze smutniejszych książek, które przeczytałam przez ostatnie miesiące. Bardzo długo miałam na nią ochotę i w końcu poczułam, że przyszedł jej czas. Ogromny plus dla autora za podział tematów. Rozdziały są krótkie, ale bardzo konkretne i rewelacyjnie obnażają kościelną obłudę, zakłamanie, zachłanność, pragnienie pieniędzy i… ateizm (tak tak) wielu kapłanów. To powinien być taki cios dla wszystkich, którzy wciąż uznają tabu i nie rozmawiają o tematach trudnych. Marcin Adamiec wbił kij w mrowisko i stał się ważnym głosem w debacie, która wciąż trwa.
60. James T. Webb – “W poszukiwaniu sensu”
Rewelacyjna i bardzo ciepła pozycja, która mnie otuliła. Autor tłumaczy czym jest idealizm i skąd się bierze, dlaczego niektórzy tak bardzo łakną wiedzy i wciąż się kształcą, co sprawia, że czujemy się rozczarowani i wpadamy w depresję, jak rodzi się samoświadomość i samoakceptacja i w jaki sposób warto żyć, by czuć się spokojnie i widzieć sens. James T. Webb poruszył bardzo ważny temat, który mocno ze mną rezonuje. Po tę książkę sięgnęłam na poważnym zakręcie swojego życia, więc tym bardziej do mnie przemówiła. Gorąco ją polecam.
61. Sherry Argov – “Dlaczego mężczyźni kochają zołzy”
Ta książka to twardy orzech do zgryzienia. Dostałam ją w prezencie i po roku zdecydowałam się ją przeczytać. I szczerze mówiąc nie wiem, jak ją ocenić. Z jednej strony budziła mój niesmak. Tak bardzo śmierdzi od niej stereotypami dotyczącymi płci, że nikomu bym jej nie poleciła. Jeśli ktoś nie ma doświadczenia w relacjach damsko-męskich, to wierząc we wszystkie przekazane przez autorkę informację może się mocno przeliczyć. Według niej jakiekolwiek związki to przede wszystkim gra i nie ma w nich miejsca na empatię i przyznawanie się do swoich uczuć. A z drugiej strony niektóre uwagi dotyczące dawania i brania są mocno trafione. Dlatego tę książkę traktowałabym jedynie jako anegdotkę, ale z ważnym zastrzeżeniem: nie czytaj jej, jeśli nie masz doświadczenia, bo po prostu namiesza Ci w głowie.